Robert Glasper Experiment, odpowiedzią na pytanie: Dokąd zmierza jazz?

Jazz jest jedynym gatunkiem muzycznym, który utkwił w swojej historii. Ugrzązł w swojej przeszłości. Kiedy myślisz o jazzie, automatycznie zaczynasz wracać do przeszłości. Nie znam drugiego takiego gatunku. Kiedy myślisz o jazzie, myślisz o latach 40-tych, 50-tych czy 60-tych - dosłownie. Nie myślisz już o latach 90-tych czy 80-tych, a już na pewno nie pomyślisz o nowym millenium. To jest do bani. Myślę że ludzie powinni się obudzić i porzucić to bezsensowne myślenie. To zupełnie nie jest jazzowe podejście. Nie jesteś w stanie poznać prawdziwej istoty jazzu jeśli nie chcesz kolaborować z innymi gatunkami muzycznymi. Jazz jest miksturą wszystkiego, dlatego tak bardzo się zmienił. To żyjąca i oddychająca istota. Zmienia się co pięć czy dziesięć lat.” – powiedział Robert Glasper w wywiadzie dla Okayplayer. Trudno się z nim nie zgodzić. W zasadzie, czytając kolejne odpowiedzi na zadawane pytania w omawianym wywiadzie, czułem się jakby Robert wyjmował myśli z mojej głowy. Czy ktoś w Polsce zastanawia się jeszcze czym jest jazz i dokąd on zmierza?


Z pewnością można powiedzieć to o Wojtku Mazolewskim i o ludziach z jego kręgów, a co dalej? Oglądając „urodzinowy tribute” dla Milesa Davisa w TVP Kultura, czterech zasłużonych ekspertów ze świata jazzu uznało, że od 20-stu lat nic rewolucyjnego w jazzie się nie stało. Pamiętam, że ta hipoteza raziła mnie jak piorun. Z całym szacunkiem, jak najbardziej powinniśmy patrzeć na przeszłość jako na skarbnicę kultury, która jest pewnym punktem odniesienia… ale nie możemy zapominać o przyszłości, a tym bardziej jej ignorować. Jest tylu młodych, utalentowanych artystów którzy mają wielki respekt dla historii muzyki, ale idą w przyszłość z duchem Coltrane’a czy Milesa właśnie, oni zawsze wiedzieli że cały ten jazz musi iść do przodu. Pierwsze skojarzenia w związku z nowoczesnym jazzem nadbiegają z Kalifornii. Najpierw Madlib i jego jednoosobowe wariacje, potem Sa-Ra, Flying Lotus czy cały Brainfeeder. Nieustanne jam sessions w różnych konfiguracjach z Shafiqiem Husaynem na czele. Love Supreme Jam Crew, czy Fly Lo Infinity, gdzie najnowocześniejsze pomysły wykluwające się z elektroniki spotykają się z brzmieniem Raviego Coltrane’a… Wreszcie bardzo młody Austin Peralta ze swoim Endless Planets, nie wspominając już o potencjale Miguela Atwooda Fergusona czy fenomenalnym Thundercat'cie, który mimo młodego wieku udowodnił już swój geniusz. Te kilka nazw i ksywek to tylko cząstka wszystkich projektów które rodzą się w głowach wirtuozów młodego pokolenia z Los Angeles. W każdym razie to rewolucja. Inna dopiero raczkuje za sprawą kanadyjskiego trio Badbadnotgood. W Nowym Orleanie o coraz silniejszą pozycję walczy Christian Scott, a w Nowym Jorku eksperymentuje Robert Glasper. Być może wielu krytyków starszego pokolenia zignorowało tych „małolatów”, bo przecież większość z nich wyszła z hip-hopu… a jeżeli jazz umarł dla nich wraz z Davisem, to jakim cudem mieli oni zafascynować się A Tribe Called Quest, De La Soul czy innymi zespołami które dekonstruowały ich ukochany gatunek? Pewnie nie mogli, bo przecież rap, to taka trochę uboga forma artystycznej ekspresji. Co innego myślały dzieciaki, których dziś ja jestem reprezentantem i krzyczę głośno – przespaliście rewolucję!


Wróćmy zatem do Nowego Jorku, bowiem tam od kilku ładnych lat pracuje jeden z najciekawszych pianistów jazzowych młodej generacji, wspomniany wcześniej Robert Glasper, który niebawem wraz ze swoim „eksperymentalnym” zespołem pojawi się na 38 Międzynarodowym Festiwalu Pianistów Jazzowych w Kaliszu. Pianista urodził się w 1978 roku w Houston w Teksasie. Od najmłodszych lat czerpał inspiracje od swojej matki – Kim Yvette Glasper, która była wokalistką jazzową i bluesową. Zamiast zostawiać małego Roberta z opiekunkami, zabierała go na swoje koncerty. Oprócz tego, występowała w kościele, więc również tam uczęszczał z nią syn. Robert Glasper nauczył się grać na pianinie grając w kościołach: Babtystycznych, Katolickich czy Adwentystów Dnia Siódmego. Robert twierdzi, że to właśnie dzięki takiemu graniu wyszlifował swoje brzmienie, miksując harmonie wywodzące się z jazzu i gospel. Kiedy Glasper ukończył szkoły w Houston, postanowił przenieść się do New School for Jazz and Contemporarty Music w Nowym Jorku. To właśnie tam Robert Glasper poznał Bilala: „Pierwszego dnia w szkole, nauczyciele chcieli żeby wszyscy nowi studenci trochę pograli. Wywoływali imiona i tworzyli małe grupy na poczekaniu, a my mieliśmy po prostu grać. Nie pamiętam już czy Bilal i ja byliśmy wtedy razem na scenie, ale pod koniec dnia trzymaliśmy już sztamę. Zaprzyjaźniliśmy się. […] Zanim Bilal wydał pierwszą płytę, łaziliśmy razem po mieście i graliśmy wspólnie koncerty, to właśnie dzięki niemu zacząłem poznawać ludzi związanych z soulem i z hip-hopem. Bilal miał na płycie Commona i Mos Defa. Potem zaczęły się trasy koncertowe. Common skumał się jeszcze z Eryką Badu i pojechaliśmy razem w trasę. Potem znało się już wszystkich… Rootsi, Q-Tip czy Talib Kweli.” Wszystkie te znajomości pozwoliły nawiązać współpracę z takimi muzykami jak: Kanye West, Meshel Ndegocello, Jay Dee, Jay-Z czy Slum Village i Maxwell.


Glasper wydał pierwszy album sygnowany swoim nazwiskiem dopiero w 2004 roku. Krążek nosi nazwę „Mood” i został wydany przez Fresh Sounds New Talent. Zanim jednak doczekał się debiutanckiej płyty, grał z takimi tuzami jak Terence Blanchard czy Roy Hargrove. „Mood” zawiera głównie własne kompozycje Roberta, ale wśród nich znajduje się też cover „Maiden Voyage” – który należy do Herbie’go Hancocka. Aranżacja tego numeru była inspirowana również piosenką Radiohead „Everything in Its Right Place”. Na krążku gościnnie pojawia się Bilal.

Stadtmusik Festival 2011 - Artist Special: The Robert Glasper Experiment


Drugi album to duży krok w karierze Roberta, mając 27 lat wydał krążek w legendarnym Blue Note. Album nosi nazwę „Canvas” i ukazał się w 2005 roku. Ta płyta znowu głównie zawiera kompozycje autorstwa Glaspera, W zasadzie, to tyko jeden kawałek – „Riot” został napisany przez Herbiego Hancocka. Wokalnie również udziela się tutaj przyjaciel Roberta – Bilal.


Dwa lata później Glasper znowu wydaje album w Blue Note. Krążek nosi nazwę „In My Element” i ma kilka ważnych elementów, które odróżniają nieco tę płytę od wcześniejszych dokonań Roberta. Głównie chodzi tutaj o hołdy składane matce „Tribute”, oraz Jay Dee w genialnym „J Dillalude”. Ponadto Robert wraca do ponownej reinterpretacji Hancockowego „Maiden Voyage” – rozciągając go aż do 9-ciu minut. Skład Glaspera ewidentnie zaczyna ciągnąć w hip-hopowe rejony.

 


W 2009 roku, wychodzi trzecia płyta Glaspera dla Blue Note i jak do tej pory ostatnia. Najbardziej nowatorska i jak sama nazwa wskazuje eksperymentalna. Krążek podzielony jest na dwie części. Pierwsza, to klasyczne akustyczne trio Glaspera z Vincente’m Archerem na bassie i z Chrisem Dave’m na perkusji. W tej części na szczególną uwagę zasługuje numer „Think Of One” – napisany przez Theloniousa Monka. Glasper „cytuje” w nim fragment „SwahililandAhmanda Jamala, ale nie dlatego że jest to ciekawy fragment utworu pojawiający się w jego 7-mej minucie, ale dlatego, że J Dilla wykorzystał go w klasycznym numerze De La Soul z 1996 roku „Stakes Is High”. Druga część płyty to projekt Robert Glasper Experiment, w którym również występuje Chris Daddy Dave na perkusji, natomiast za bassem staje Derrick Hodge, a do tego wszystkiego Casey Benjamin używa vocodera i gra na altowym saksofonie. Glasper też więcej gra na Rhodesie. Na części Experiment gościnnie pojawia się Mos Def, wprowadzając do kolejnego covera Herbie'go Hancocka w „Butterfly”. Nie da się ukryć że Hancock wywarł duże wrażenie na podejściu Glaspera do muzyki w ogóle, ale zapytany o to, dlaczego na każdej z jego płyt pojawia się jakiś utwór Hancock’a, odpowiada: „Nie robię tego specjalnie, po prostu są zajebiste!”.  Na krążku w dwóch utworach znowu pojawia się Bilal, tym razem nie przeszły one bez echa. Utwór „All Mater” w aranżacji Glaspera spowodował, że w 2010 roku, Bilal został nominowany w kategori Best Urban/Alternative Performance do nagrody Grammy. Nic dziwnego. Ten numer to arcydzieło czasów w których przyszło nam żyć. Dzięki takim kompozycjom, nie muszę z nostalgią patrzeć w jazzową przeszłość.


Robert Glasper i Blue Note Records ogłosili niedawno, że 28 lutego, ukaże się nowa, 5-ta płyta pianisty. Z zapowiedzi wynika, iż Robert nie będzie wracał tam do koncepcji znanej z tria, ani też nie będzie robił mieszanki spotykanej na „Double Booked”. Tym razem od początku do końca będziemy mieli do czynienia z poszukiwaniem nowego, rewolucyjnego brzmienia, które będzie wzbogacone o gościnne wokalne i instrumentalne udziały takich ludzi jak: Erykah Badu, Bilal, Lupe Fiasco, Lalah Hathaway, Shafiq Husayn, King, Ledisi, Chrisette Michele, Mos Def, Musiq Soulchild,Meshell Ndegeocello oraz Stokley Williams. Brzmi groźnie. Gilles Peterson już zdążył uchybić rąbka tajemnicy w BBC… i zdaje się, że „Black Radio” będzie jednym z najważniejszych wydawnictw przyszłego roku.

The Robert Glasper Experiment cover Little Dragon's "Twice"


Zaczęliśmy od rozważań, na temat drogi rozwoju jazzu również na tym zakończmy. Kiedy zapytano Glaspera o to co dzieje się z jazzową sceną odpowiedział tak: „Scena w tej chwili jest bardzo „Europejska”, a co za tym idzie zmieniło się brzmienie jazzu i brakuje w nim elementów soulowych, które od zawsze były w jazzie. Ponadto każdy chce być klonem kogoś. Nikt nie chce być sobą. Każdy brzmi jak ktoś inny, albo stara się brzmieć jak określony czas w jazzie. Wielu ludzi utkwiło w latach 60-tych, więc grają w tym określonym stylu. Potem masz muzyków którzy wciąż chcą grać stare rzeczy Brandforda. Ja bym chciał żeby ludzie bardziej skupili się na tym co jest teraz, żeby inspirowali się muzyką naszej generacji, to jest to co ja robię i kocham. Jednak możesz to robić tylko wtedy, gdy naprawdę to kochasz. […] Jeśli wszyscy byliby szczerzy i staraliby się być sobą, mielibyśmy lepszą muzykę, bo ludzie przestaliby próbować brzmieć jak ktoś inny.” Co zatem młodzi muzycy powinni zrobić? „Powinni robić to co czują. Powinni nauczyć się podstaw a potem szukać zupełnie nowych dźwięków. Powinni zacząć grać swoje kompozycje. Powinni zacząć grać piosenki które lubią i które idą z duchem generacji. Później, reszta przyjdzie sama. Jeśli będą patrzeć w tył, będzie im bardzo trudno odnaleźć swoją tożsamość. To właśnie staram się robić. Starajmy się robić muzykę nowoczesną, pasującą do naszych czasów.”.


Jeśli chcecie przekonać się empirycznie co Robert Glasper ma na myśli – wpadnijcie do Kalisza 26 listopada na wyżej wspominany festiwal. To doskonały czas, żeby Polska publiczność już teraz przekonała się o przyszłości jazzu, który nie ukrywajmy staje się coraz bardziej skostniały przez nic nie wnoszące, dobrze znane akty, znane z afiszów w Waszych miastach. No… chyba że chcecie kolejny raz posłuchać Pata Matheny’ego?